Gość wieczoru: Beata Gołembiowska-Nawrocka – autorka
książek.

Ilustracja muzyczna: Pablo Miro-Cortez - fortepian (ukończył Akademię
Muzyczną w Krakowie)

18 października 2012 (czwartek) o godz. 19:00
 
Spotkanie prowadził organizator cyklu, Jerzy Adamuszek.

 

Beata Gołembiowska urodziła się w Poznaniu w 1957 r. W 1961 rodzice Beaty, pracownicy naukowi Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, postanowili się przenieść do Puław, gdyż w Poznaniu mieszkali w wynajmowanym pokoju z czwórka dzieci. W Puławach znaleźli zatrudnienie w Instytucie Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa, mającego siedzibę w Pałacu książąt Czartoryskich, a o ogromnej powierzchni służbowe mieszkanie zostało im przydzielone w prawym skrzydle pałacu. W tak pięknej scenerii jakim był pałac i jego otoczenie, Beata spędziła dzieciństwo i lata licealne.

Beata Gołembiowska-Nawrocka

W latach 1976 - 1981, w rodzinnym Poznaniu Beata studiowała Biologię Środowiskową na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza i również działała w Ruchu Młodej Polski oraz Niezależnym Zrzeszeniu Studentów.
W 1981 roku, po ukończeniu studiów w stopniu magistra ze specjalizacją w ornitologii, osiedliła się wraz z mężem, również biologiem w Radomiu, obejmując posadę w Muzeum Okręgowym w Dziale Przyrody, w ramach której prowadziła badania naukowe na Wiśle. Do 13 Grudnia 1981 roku działała w Solidarności Radomskiej prowadząc bibliotekę związkową i wszechnicę, a po wybuchu stanu wojennego włączyła się w ruch podziemny, roznosząc ulotki, paczki dla internowanych i więzionych. W 1984 i 1985 przyszły na świat jej dwie córki, Iwa i Tina. Razem z nimi i z mężem, na wizie turystycznej, wyemigrowała do Kanady w 1989 roku.

Pablo Miro-Cortez

W Montrealu, przez pierwsze dwa lata pracowała jako pomoc domowa. Po uzyskaniu stałego pobytu założyła wraz z mężem przedszkole edukacyjne o profilu biologicznym. Dwa lata później zaczęła 3 - letnie studia fotografii na Dawson College i po ich ukończeniu pracowała przez kilka lat jako fotograf mody, wystawiając równocześnie swoje fotografie o tematyce przyrodniczej na wystawach indywidualnych i zbiorowych. Jej prace zostały zakupione przez Galerię Muzeum Sztuk Pięknych, City of Verdun, Lotto Quebec, Regards du Québec, Group SM oraz przez prywatnych kolekcjonerów. Kilka z nich, w ramach konkursu zorganizowanego przez Regards du Québec zostało włączonych do albumu" La famille" . Beata w tym okresie zaczęła pisać artykuły do czasopism polskich i kanadyjskich o fotografii i przyrodzie.

W latach 2002 - 2006 pracowała jako malarka dekoracyjna i dekoratorka dla programu telewizyjnego Debbie Travis. Od 2006 r. pracuje dla Fundacji Liliany Komorowskiej dla Sztuki i QueenArt Films, gdzie zadebiutowała jako reżyserka filmem "Raj utracony, raj odzyskany" (TV Polonia 2012), opowiadającym o ziemiaństwie i arystokracji w Rawdon. Tuż po realizacji filmu zaczęła zbierać materiały do książki - albumu o polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie.

Wydała:
"W jednej walizce" – książka-album. Wydawnictwo Poligraf, grudzień 2011
"Żółta sukienka" – powieść. Wydawnictwo NovaeRes, grudzień 2011
Powieść "Malowanki na szkle" jest w trakcie procesu wydawniczego.
 

 

Wywiad z panią Beatą:

Jerzy Adamuszek: Czy zamieszkanie w pałacu Czartoryskich było zwykłym przypadkiem, czy być może Pani rodzice jakoś temu pomogli?

Beata Gołembiowska-Nawrocka: Moi rodzice, para niezaradnych naukowców o bardzo małych dochodach (w okresie komunizmu inteligencja nie była rozpieszczana wysokimi pensjami, a na uczelniach były one żenująco niskie), byli bardzo przywiązani do Poznania. Mama się w nim urodziła i aż do wysiedlenia przez Niemców mieszkała tam razem z matką i trójką rodzeństwa w rodzinnej secesyjnej kamiennicy blisko Starego Miasta. Ojciec wychował się w majątku Straszków położonym również w Wielkopolsce. Po wojnie rodzice wrócili do stolicy Wielkopolski, lecz brak możliwości mieszkaniowych skłonił ich do szukania pracy w innych regionach kraju. Skusiła ich oferta Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach - dwa etaty dla fizyków i olbrzymie mieszkanie w prawym skrzydle pałacu Czartoryskich, które po wynajętym pokoju w poznańskiej wili wydawało się niemalże całym zamkiem!

JA: Początek Pani życiorysu wskazywał, że wybierze Pani studia historii.

BG-N: Rzeczywiście wyrastałam otoczona historią. W parku przypałacowym znajduje się kilka budowli: pierwsze polskie muzeum - Domek Gotycki, (w którym niegdyś królowała Dama z gronostajem Leonarda da Vinci oraz wiele wspaniałych pamiątek narodowych), Świątynia Sybilli, Pałac Marynki, Domek Chiński i kilka pięknych rzeźb z białego marmuru. Mogłam te wszystkie cuda podziwiać na co dzień. Mój ojciec jest wielkim miłośnikiem historii i przekazał mi swoją pasję. A jednak przy wyborze studiów przeważyła biologia. Moja córka, Iwa "naprawiła" ten błąd i obecnie robi doktorat z historii na uniwersytecie w Princeton.

JA: Jak wyglądała działalność w opozycji studenckiej w Poznaniu?

BG-N: Latem 1977 roku wyjechałam do Szwecji na tak zwane "saksy". W Sztokholmie poznałam pana Piotra Sowę, który prowadził polską bibliotekę. Zaczęłam pożyczać "nielegalną" literaturę, między innymi książki Sołżenicyna, Miłosza, Obertyńskiej, Kisielewskiego oraz Kultury Paryskie. Z wypiekami na twarzy czytałam je zarywając noce. Na kilka dni przed powrotem pan Sowa podarował mi mnóstwo książek w celu przewiezienia ich do Polski. Bez namysłu podjęłam się tego przedsięwzięcia i o mały włos nie wpadłam na granicy. Na szczęście celniczka zajrzała tylko do jednej torby, wypełnionej z wierzchu brudnymi ubraniami. Niezbyt miły zapach zniechęcił ją do sprawdzenia olbrzymiego plecaka i drugiej torby. W Poznaniu z miejsca znaleźli się chętni czytelnicy, byli to studenci z ruchu Młodej Polski. Zaczęłam dostawać od nich "bibułę", którą kolportowałam na uczelni. W wynajętym pokoju w piwnicy robiliśmy też seanse powielania książek i gazetek. Starałam się nie zaprzątać sobie głowy, jakie mogą być tego konsekwencje, chociaż kilka osób z Młodej Polski zostało wyrzuconych z uczelni. No a potem nastała Solidarność i Wielka Wolność w porównaniu z tym, co było przedtem. Pamiętam wiele wspaniałych spotkań z przywódcami Solidarności organizowanych przez NZS - Niezależne Zrzeszenie Studentów.

JA: Czy zamieszkanie po studiach w Radomiu było ze względu na bliskość do Puław?

BG-N: Z Radomia pochodził mój były mąż, Przemysław Nawrocki, również biolog. Dzięki jego znajomości z dyrektorem Muzeum Okręgowego dostaliśmy oboje pracę w Dziale Przyrody.

JA: Wielu młodych czytelników i tych, którzy przybyli do Kanady przed stanem wojennym zna działalność konspiracyjną tylko z literatury i opowiadań; proszę więcej na ten temat – przede wszystkim o skali niebezpieczeństwa.

BG-N: Doświadczenia były różne. Nie zostałam przyłapana na roznoszeniu ulotek czy ich powielaniu. Tylko raz w naszym domu była przeprowadzona rewizja i esbecy zachowali się wyjątkowo przyzwoicie. Natomiast moja przyjaciółka, Ewa Glina, z którą po ogłoszeniu Stanu Wojennego roznosiłam ulotki, została aresztowana i spędziła kilka miesięcy w więzieniu w jednej celi z kryminalistkami. Była jednak dobrze traktowana, zarówno przez służbę więzienną jak i więźniarki. Zdecydowanie nie były to lata stalinowskie, kiedy szafowano długimi wyrokami i karami śmierci. Oczywiście były pobicia, zabójstwa czy zastraszenia, tyle tylko, że nie na tak masową skalę jak za Bieruta i Gomółki, czy nawet za Gierka.

JA: Jeżeli już jesteśmy w temacie stanu wojennego: ilu z Waszych znajomych, przyjaciół zdecydowało się na emigrację?

BG-N: Kilkanaście rodzin. Część z nich wróciła do Polski.

JA: Zazwyczaj emigranci, którzy rozpoczynali od sprzątania nie piszą tego w swoich życiorysach. Osobiście to bardzo doceniam, ponieważ świadczy to o znaniu swojej wartości.

BG-N: Był to rozdział mojego życia, którego absolutnie się nie wstydzę, a wręcz przeciwnie, jestem dumna, że potrafiłam swoją pracą utrzymać całą rodzinę. Ponadto pracowałam dla wspaniałych ludzi, którzy pomagali mi przetrzymać ciężki okres początków emigracji. Moje doświadczenie przydało mi się w pisaniu powieści Żółta sukienka - Anna, główna bohaterka jest sprzątaczką.

JA: Nie lepiej byłoby kontunuować studia ornitologiczne? Dałoby to większą szansę na znalezienie stałej pracy.

BG-N: Pracę jako pomoc domowa przerwałam w momencie otrzymania pobytu stałego i kontynuacją studiów biologicznych było założenie przedszkola przyrodniczego. Potem pasja do fotografii przeważyła i rozpoczęłam studia na Dawson College.

JA: Skąd ta decyzja na studia fotografii?

BG-N: Dostałam na dwunaste urodziny aparat Druh i od tego momentu zaczęła sie moja przygoda z fotografią, którą na studiach stosowałam często w dokumentacji badań ornitologicznych, oczywiście już lepszymi aparatami. W Kanadzie każdą wolną chwilę starałam się poświęcić fotografii. Zanim podjęłam studia na Dawson, miałam już na swoim koncie kilka wystaw. Zapragnęłam zostać profesjonalistką i stąd decyzja o studiach fotografii.

JA: Być fotografem, to wejście jakby nie było w świat artystyczny. A w nim nie ma nic wymiernego i liczą się również układy, znajomości.

BG-N: Zdaje się, że nie ma takiej dziedziny, gdzie by one się nie liczyły. Studia skończyłam z wyróżnieniem i z wielkim zapałem zabrałam się za fotografowanie mody. Niestety, nie umiałam poradzić sobie z biznesową stroną nowego zawodu. Z łezką w oku wspominałam te czasy, kiedy fotografia była moim hobby.

JA: Zaczęło się w końcu pisanie. Kiedy odkryła Pani u siebie potrzebę pisania? A może był inny powód?

BG-N: W szkole podstawowej i średniej uwielbiałam pisać wypracowania. Miałam też szczęście do wspaniałych polonistów. W okresie studiów nie było czasu na kontynuację moich zamiłowań i dopiero po urodzeniu córek wróciłam do pisania, tym razem w formie pamiętników. W Kanadzie, w początkowych latach na emigracji powstały moje pierwsze opowiadania. Nie ośmieliłam się na pokazanie ich komukolwiek. "Światło dzienne" ujrzały dopiero moje artykuły pisane do polskich czasopism przyrodniczych. Materiały do książki "W jednej walizce" zaczęłam gromadzić w 2007 roku. W tym projekcie zawarłam moją pasję do historii, fotografii i pisania. Niemalże równocześnie powstawała moja powieść "Żółta sukienka". Obie książki zostały wydane w grudniu 2011 roku.

JA: Praca w telewizji: czy był to zbieg okoliczności, czy też może zaplanowane działanie?

BG-N: Mój były mąż pracował dla programu telewizyjnego Debbie Travis i kiedy wrócił do Polski, a ja miałam już dosyć niepewnych zarobków w fotografii, zostałam przyjęta przez Debbie najpierw w jej programie "Malowany dom" a potem "Facelift". Przez sześć lat pracowałam jako malarz dekoracyjny i nauczyłam się wielu technik wykończeń ścian i mebli. Była to fantastyczna przygoda i do tej pory wspominam ten czas jako jeden z lepszych w moim życiu.

JA: Jak doszło do znajomości z pania Lilianą Komorowską. Kto się kim pierwszy zainteresował?

BG-N: Bożena Szara, polska dziennikarka radiowa poprosiła mnie o sfotografowanie Liliany do artykułu w polskim czasopiśmie. Bożena przeprowadzała wywiad, ja mu się przysłuchiwałam i w ten sposób poznałam Lilianę bliżej. Potem poprosiłam ją o pozowanie do sesji zdjęciowej i tak zaczęła się nasza znajomość, która trwa aż do tej pory. Jest ona bardzo twórcza, gdyż zrobiłyśmy razem wiele projektów. "W jednej walizce" jest jednym z nich i gdyby nie wsparcie finansowe Liliany i jej męża Bernarda Poulin, wydanie książki nie byłoby możliwe.

JA: Kiedy dowiedziała się Pani o Polonii w Rawdon?

BG-N: Na kilka lat przed powstaniem filmu " Raj utracony, raj odzyskany". Opowiadała mi o niej Marysia Brzozowska, namawiając, abym napisała na jej temat książkę.

JA: Album-książka jest pięknie wydana. Takie wydanie czytamy na czystym stole, a kubek z kawą stoi na stoliku obok – ręce oczywiście wymyte przed. Tak ja podchodziłem do lektury Pani dzieła. Przyznam, że wywarlo ono na mnie wrażenie.

BG-N: Bardzo mi miło. Autora zawsze uskrzydlają komplementy.

JA: Jak najbliższa rodzina (mam na myśli córki i męża) zareagowała na Pani decyzję o pracy nad albumem?

BG-N: Moje córki bardzo się cieszyły, że mama tworzy coś ciekawego. Opowiadałam im o poznanych ludziach i zasłyszanych historiach, pokazywałam zdjęcia. Tina, grafik i animator z wykształcenia, zaprojektowała okładkę albumu. Jej autorstwa jest również okładka mojej powieści "Żółta sukienka". Iwa służyła mi poradą doświadczonego historyka. Zarówno córki jak i moja siostra Jolanta Gołembiowska Johnsson, malarka, dawały mi cenne wskazówki tyczące szaty graficznej. Największe poparcie znalazłam u mojego obecnego partnera, Mariusza Wasilewskiego, który pracował wraz ze mną nad złożeniem książki do druku. Jego wiedza, artystyczne wyczucie oraz poświęcony czas okazały się niezmiernie pomocne.

JA: Słyszałem, że akcja promocyjna „W jednej walizce” w Polsce się udała?

BG-N: Udana akcja była w dużej mierze zasługą mojej pracodawczyni, Liliany Komorowskiej. Tuż po wydaniu książki pojechałyśmy do Polski i przez pięć dni występowałyśmy w mediach: prasie, radio i w telewizji, ja jako autorka książki i reżyserka filmu, a Liliana jako sponsorka książki i producentka filmu.

JA: Ilu bohaterów Pani książki jeszcze żyje w Rawdon?

BG-N: Siedmiu. Elgin Scott, jeden z moich rawdońskich bohaterów umarł, jak również Marcin Tarnowski i Stanisław Siemieński, mieszkańcy Montrealu. Reszta, osiadła nie tylko w Rawdon, ale w Montrealu, Ottawie i Vancouver cieszy sie dobrym zdrowiem i oby żyła jak najdłużej.

JA: Zrobiła Pani także film. Musimy to przybliżyć czytelnikom.

BG-N: Zaczęło się od wystawy "Dialog", zorganizowanej przez Fundację Liliany Komorowskiej dla sztuki. Jedna z dwóch sal wystawowych została zapełniona rodzinnymi pamiątkami polskich ziemian i arystokratów z Rawdon. Poznałam bliżej tych wspaniałych ludzi w czasie prac organizacyjnych nad wystawą. Liliana rzuciła hasło - "robimy o nich film dokumentalny!" Mieliśmy zaledwie miesiąc czasu do wernisażu i byłam niemalże pewna, że nie zdążymy. Kręcenie filmu zajęło nam 3 dni, a montaż trzy tygodnie. Cała ekipa, wraz ze mną i Kasią Lech, współreżyserem pracowała niemalże 24 godziny na dobę. Film o tytule zaczerpniętym z Miltona „Raj utracony, raj odzyskany” został wyświetlony podczas wystawy i wzbudził duże zainteresowanie nie tylko wśród montrealskiej Polonii, ale także wśród publiczności kanadyjskiej, często nieświadomej, że polska arystokracja w ogóle istniała i że jej nieliczni przedstawiciele mieszkają w ich kraju. Film został zakupiony przez TV Polonia, a jego emisja odbyła się w kwietniu 2012 roku. Jest załączony do książki - albumu "W jednej walizce".

JA: Pani powieść „Żółta sukienka” – skąd ten pomysł?

BG-N: Napisałam krótkie opowiadanie pt. Żółta sukienka i przesłałam je swojemu przyjacielowi z lat szkolnych, który ukończył w Nowym Jorku reżyserię. Następnego dnia zadzwonił do mnie z entuzjastycznym okrzykiem - "Jest to świetny temat na scenariusz!". Scenariusz powstał, lecz niestety do tej pory „leży w szufladzie”. Może kiedyś uda się z niego zrobić film? Na jego podstawie napisałam powieść, która w części jest autobiograficzna. Oprócz poruszonego w niej trudnego tematu - gwałtu dziecka, zawiera wiele innych wątków. Jednym z nich jest emigracja ducha, czyli ucieczka w marzeniach od rzeczywistości i brak akceptacji realiów życia codziennego. Nie było moim zamierzeniem przygnębiać czytelnika ciężkimi tematami, chciałam nawet w nich zawrzeć sporo optymizmu. Czy mi się to udało? Tak o książce napisała jedna z moich czytelniczek - "Czyta się łatwo, chociaż nie jest to łatwa lektura. Sporo w niej ludzkich dramatów, czasami podanych przez łzy, a czasami z dużą dozą humoru. Wiele daje do myślenia, powraca się do niej, jak do dobrego przyjaciela."

JA: Zapowiada Pani wydanie kolejnej powieści. O czym ona będzie?

BG-N: Tym razem będzie to dosyć lekka lektura. Takie "babskie czytadło, które się świetnie czyta" - jak to określiła jedna z czytelniczek pierwszej wersji. Oczywiście starałam się przemycić problemy psychologiczne, ale w dużo łagodniejszej dozie niż w Żółtej sukience. Akcja książki rozgrywa się w Polsce, w Tatrach i Poznaniu, poczynając od lat pięćdziesiątych aż do współczesnych. Każda z postaci powieści opowiada swoją historię, jedna przeplata drugą, tworząc barwne obrazy, podobne do tych wykonanych przez Helę, góralkę z Murzasichla. Nie wszystkie jej malowanki na szkle zdobią ściany „biołyj izby”, część z nich jest schowana na dno skrzyni, tak głęboko, aby nikt nie mógł ich zobaczyć. Dopiero po latach zostaną wyjęte z ukrycia… I tu już nie będę wyjawiać Heli tajemnicy, zapraszam do lektury "Malowanek na szkle", która ukaże się na początku 2012 roku.

Zapraszam czytelników na moją stronę www.beatagolembiowska.studiobim.ca
 

Od lewej: Beata Gołembiowska-Nawrocka i Mariusz Wasilewski

Relacja ze spotkania:

Miesiąc temu Anna Ronij przyprowadziła do naszego konsulatu na spotkanie z Janem Jarczykiem młodego pianistę Pablo Miro-Cortez, który ostatnich 8 lat spędził w Polsce, gdzie ukończył krakowską Akademię Muzyczną (mówi pięknie po polsku). Zaprosiłem go, aby wystąpił w ramach ilustracji muzycznej na dzisiejszym spotkaniu. Pan Pablo wykonał na fortepianie pięć utworów: trzy romanse op.28 Roberta Schumanna oraz 2 z 6 intermezzi op.45 Maxa Regera Poziom, jaki prezentuje Pablo Miro-Cortez zasługuje na szczególne uznanie. Do Montrealu przybył kilka miesięcy temu, aby kontynuować studia - robi obecnie doktorat na Universite de Montreal.

Tina Nawrocka

Na podwyższonym stoliku, za którym siedziała Beata Gołembiowska-Nawrocka, wystawione zostały Jej dwie książki. Jak zwykle na wstępie po ogłoszeniach zwiazanych z organizacją spotkań SWN, przeczytałem życiorys pani Beaty. Potem przeszliśmy do rozmowy o Jej życiu i twórczości, co w zasadzie było rozszerzeniem powyższego wywiadu. Opowiedziała nam więcej o studiach, które minęły się z Jej powołaniem i o działalności opozycyjnej okresu PRL-u. Dowiedzieliśmy się też o Jej córkach: starsza, Iwa, robi doktorat z historii na uniwersytecie w Princeton na temat "Podejście Watykanu do kościołów Europy Wschodniej i Ameryki Południowej w czasie Zimnej Wojny", a młodsza, Tina, malarka i grafik pracuje jako animator w firmie Behaviour, największej kanadyjskiej firmie produkującej gry komputerowe.

"W jednej walizce” – jest dotychczas najważniejszym dziełem Beaty i właśnie o nim chcieliśmy się dowiedzieć jak najwięcej, ponieważ dodatkowe informacje są zawsze mile widziane.

Pomoc: Bogusława Milewska – edycja, Mariusz Wasilewski - skład komputerowy, córka Tina projekt okładki.
Mariusz Wasilewski przeczytał fragmenty wywiadów z bohaterami książki zamieszczone na tylnej okładce
Książkę-album pt. „W jedej walizce” można wypożyczyć w naszej polskiej bibliotece na McGill-u. Jeżeli natomiast ktoś chce mieć tę pozycję na własność, radzę skontaktować się z panią Beatą, która osobiście podpisze egzemplarz.

Od lewej: Mariusz Wasilewski, jego syn Paweł, Tina Nawrocka, Jerzy Adamuszek,

Beata Gołembiowska-Nawrocka, Pablo Miro-Cortez

I przyszła kolej na Jej powieści: pierwsza już wydana, a druga czeka na druk. Przypominając sobie nasza wcześniejszą rozmowę, utkwiły mi w pamięci słowa Jej ojca, który doradził córce studiowanie biologii, uważając, że po wymarzonym przez Nią dziennikarstwie w przyszłości się zawiedzie: „... będziesz musiała pisać bzdury o komuniźmie, żadna to twórczość ...” – taką miał wtedy opinię o tym zawodzie. Sytuacja się jednak zmieniła zarówno w życiu „Gościa dzisiejszego wieczoru” jak i w Polsce. Nikt się tego wtedy nie spodziewał i każdy rozsądnie myślący rodzic chciał dać swoim dzieciom dobry zawód, konkretną edukację (np. mnie wysłał ojciec do Technikum Ogrodniczego, gdzie byłem jedynym, który nie pasował do całości). Czasem się zdarza, iż w życiu przyjdzie taki dzień, w którym sięgamy po pióro, ale najczęściej chęć tworzenia siedzi w nas od młodych lat. Pani Beata, jak chyba każdy wywnioskował, nie zaczęła pisać przypadkiem, lecz czekała na właściwy moment, aby rozpocząć na serio. Jej pierwsza powieść pt.”Żółta sukienka” to historia młodej emigrantki, która nie może wyzwolić się z tragicznych doświadczeń dzieciństwa. Urywek książki pięknie po polsku przeczytała Jej córka Tina. Pani Beata zdradziła nam również temat swojej drugiej powieści pt. „Malowanki na szkle”, czekającej na wydanie. Akcja książki rozgrywa się w polskich górach i według opinii Jej przyjaciół jest tzw. „dobrym babskim czytadłem”.

Beata Gołembiowska-Nawrocka i Jerzy Adamuszek

W trakcie spotkania poprosiłem o krótką wypowiedź córkę pani Beaty, Tinę, Jej partnera, Mariusza oraz przyjaciół: Bożenę Szarą, Bogusie Milewską i Halinę Dudyk. Wszyscy z jak największym szacunkiem odnieśli się do osobowości bohaterki spotkania i do Jej książek.

Po odśpiewaniu „Stu lat” (akompaniował Radek Rzepkowski) w trakcie których wręczyłem naszej „bohaterce wieczoru” wiązankę kwiatów, serwowane były napoje i herbatniki. Jednak kolejka była tylko do autorki ksiażek, pani Beaty, która je podpisywała.
 

Jerzy Adamuszek
 

Zdjęcia: Maria Jakóbiec

 





 





 

 
 

  
 
 
 
 
 
Copyright © 2007 - Są Wśród Nas. All Rights Reserved.