Jerzy  Różycki

- były tancerz zespołów „Śląsk i „Mazowsze, obecnie choreograf, pedagog, derektor artystyczny. 

Mini występ dzieci z zepołu „Tęcza”, prowadzonego przez J. Różyckiego...

Spotkanie prowadził Jerzy Adamuszek.

27 lutego 2009 (piątek), godz. 19:30

 

Pan konsul Tadeusz Żyliński doradził, aby tym razem "Są Wsród Nas" rozpoczęło się serwowaniem napojów i pączków przed spotkaniem, ponieważ taki sposób sprzyja lepszemu nawiązaniu kontaktu z przybyłymi. Miał rację. Po recepcji, przejściu na główną salę i przywitaniu zebranych,  głos zabrał gospodarz spotkania, pan Żyliński. Głównym przesłaniem jego wypowiedzi była ważność działalności Polaków na emigracji - a w szczególności dzisiejszego "Gościa Wieczoru", Jerzego Różyckiego.

 


J. Różycki z rodziną

 

Pan Jerzy rozpoczął prezentację opowieściami z dzieciństwa - a urodził się w 1935 w Stanisławowie. Kresy po wojnie były wcielone do terytorium Związku Sowieckiego i tam rozpoczynał karierę tancerza. Opowiadał też o tzw. repatriacji do Polski w 1956, o pierwszych występach w zespole Śląsk, potem w Mazowszu i o pozostaniu w Montrealu w 1971.

 


Jerzy Różycki (z lewej) z konsulem Tadeuszem Żylińskim
Prezentacja była wzbogacona pokazem starych, w większości czarno-białych zdjęć. Całe spotkanie trwało dość długo, ponieważ pan Jerzy może bardzo ciekawie opowiadać godzinami. Materiału ma na książkę.

Zapowiedziała przyjście na spotkanie pani senator Marissa Feretti Barth. Nie przybyła z powodu nagłej choroby, ale w zamian przysłała dziesięciu tancerzy z włoskiej grupy "Les Papillons", której Jerzy Różycki jest choreografem i dyrektorem artystycznym. Pani senator sprawuje patronat nad tym zespołem.

Przybyła także grupka dzieci w strojach krakowskich z zespołu "Tęcza", aby zadeklamować wierszyk i wręczyć swojemu nauczycielowi kwiaty. Na zakończenie poprosiłem do mikrofonu żonę pana Jerzego, Danutę oraz ich córkę i syna. Każdy z nich w kilku zdaniach wypowiedział się na temat miłości męża/ojca do polskiego folkloru, a w szczególności do tańców i całkowitemu oddaniu się pracy pedagogicznej. Zaśpiewaliśmy całej rodzinie tradycyjne "Sto lat", a pan Różycki otrzymał wiązankę kwiatów.

 

Po części oficjalnej publiczność mogła obejrzeć medale, dyplomy uznania i inne ciekawe pamiątki, które Jerzy Różycki przyniósł na spotkanie. Potem były jak zwykle zdjęcia z bohaterem wieczoru i rozmowy.

 

Jerzy Adamuszek

 

Multimedia: Jerzy Peter

Zdjęcia i filmowanie: Paweł Ludera


50 LAT W SŁUŻBIE POLSKIEGO TAŃCA

Tak zdumiewajacym stażem artystycznym i pedagogicznym może się poszczycić znany w naszym środowisku dyrektor artystyczny i choreograf Jerzy Różycki. Jego talent zauważony został już w dzieciństwie. Mając 5 lat potrafił spontanicznie wymyślac różne kroki taneczne. Karierę baletową rozpoczął jeszcze na terenach byłego ZSRR, gdzie po ukończeniu z wyróżnieniem szkoły baletowej tańczył w Zespole Pieśni i Tańca. Objechał wówczas wszystkie większe teatry operowe ZSRR. Po tzw. repatriacji do Polski w 1956 r. został solistą i asystentem Elwiry Kamińskiej, choreografa w PZPiT ,,Śląsk''. Następnie przeniósł się do znanego na całym świecie zespołu Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej ,,Mazowsze''.

Wraz z tymi zespołami występował jako solista w 39 krajach na najsławniejszych scenach teatralnych całego świata. Podziwiali go królowie, prezydenci i inni wielcy tego świata. Wystąpił też w 6 filmach i wielu programach telewizyjnych (m.in. Ed Sullivan Show). Przez wiele lat Jerzy Różycki uczył się kunsztu i wzbogacał swoją wiedzę w dziedzinie sztuki ludowej, współpracując z takimi znawcami folkloru jak Mira Zimińska-Sygietyńska, Stanisław Hadyna, Elwira Kamińska, Jerzy Wójcik, Michał Jarczyk, Witold Zapała, Wołodymir Petryk, Wasyl Czuperczuk, Aleksander Mojsejew i inni. Kilkakrotnie spotykał się z Rudolfem Nurejewem wymieniając opinie na temat pracy artystów baletu za granicą. Od 35 lat tj. od 1971 roku, kiedy osiedlił się w Montrealu, J. Różycki działa jako dyrektor i choreograf polonijnych zespołów tanecznych. Jego poświęcenie oraz miłość folkloru ludowego oraz do dzieci i młodzieży pochłaniała go zawsze bez reszty. U progu swej działalności, przy poparciu dyrektora rozgłośni radiowej K. Stańczykowskiego, który ogłaszał nabór, rozbudował zespół taneczny ,,Podhale,'' powiększając stan osobowy do ponad 60 osób. W roku 1972 dzięki wytężonej pracy zespół ten zdobył I nagrodę na festiwalu folklorystycznym w Rzeszowie. Cała Polonia zachwycała się wysokim poziomem tego zespołu. W 1973 r. za wstawiennictwem A. Morzajewa zorganizował znany dziś zespół ,,Tatry'', do którego w przeciągu dwóch lat wstąpiło 54 tancerzy.
.
"Skok przez nogę"
wymyślony przez J. Różyckiego w 1956.

Młodzi artyści występowali w programach telewizyjnych jak i na festiwalach, m.in. na festiwalu ,,Polonia jutra'' w Toronto. Kolejnym stworzonym od podstaw zespołem to ,,Orlęta", które prezentowały się m.in na Place-des-Arts i w Ottawie. W utworzeniu tego zespołu dopomógł wielce znany działacz polonijny I. Popławski, a J. Różycki przygotował go do występów na dwa festiwale folklorystyczne w Polsce (1978 i 1980). Kierował też zespołem ,,Polonez'', stworzonym w Lachine przy udziale K. Uszyńskiego, uczył tańca w polskich szkołach sobotnich i szkołach angielskich oraz na Uniwersytecie w Sherbrooke. Pracował w wielu jury i komisjach d/s artystycznych. Był powołany przez Biuro Sekretarza Stanu oraz Ministra Kultury pana Hajdasza do zorganizowania Ethno-Quebec Festiwal. Był mianowany dyrektorem tego Festiwalu. Otrzymał wiele nagród i dyplomów. Układał też tańce dla teatrów, m.in. w przedstawieniu ,,Fiddler on the Roof". Oprócz tego interesował się zbieraniem folkloru słowiańskiego i jest znawcą folkloru huculskiego. Obecnie prowadzi 3 dziecięco-młodzieżowe grupy taneczne: ,,Maki'' ,,Wisła'' i ,,Tęcza''. Próby tych zespołów odbywają się w każdy piątek w sali Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej. J. Różycki jest więc na terenie Montrealu pierwszym profesjonalnym choreografem polonijnych zespołów folklorystycznych i pionierem w dziedzinie tworzenia tych zespołów. Jego działalnośc wpisuje się w pielęgnowanie polskiego ducha narodowego. Jest tym, który zaszczepił młodzieży polonijnej, idącej w setki, miłość do polskiego tańca ludowego. Jako profesjonalista potrafił też nauczyć rzemiosła tanecznego. Wniósł wiele pomysłów do układów tanecznych, które do dziś przetrwały w ,,Śląsku'' i ,,Mazowszu". Należą do nich m.in. skomplikowane przysiady i skakanie przez nogę. Tańce których naucza, to polonezy, krakowiaki, mazury, oberki, kujawiaki, a także rozmaite polki, tańce widowiskowe jak góralski czy marynarski, tańce wirowe(walce) czy zabawowe (miotlarz). Godnym uwagi jest, że polskie tańce wprowadza - obok tarantelli czy tańcy wielu innych narodów - do repertuaru włoskiego zespołu ,, Les Papillons", którego jest dyrektorem artystycznym. Funkcję tę powierzyła mu włoska deputowana w rządzie federalnym - hon. senator Marissa Ferreti Barth. Za opiekę nad tym zespołem otrzymał dyplom uznania od Senatu Kanadyjskiego. Zespoły prowadzone przez J. Różyckiego uświetniały różne uroczystości. Występowały niezliczoną ilośc razy na różnych festiwalach, na opłatkach, święconkach, świętach narodowych, bazarach itd. Dziś nierzadko w dziecięcych grupach tanecznych tańczą dzieci byłych jego uczniów, a niektórzy jego wychowankowie zajmują się choreografią. Wytężona praca w dziedzinie popularyzacji polskiej kultury i pielęgnowanie ludowych tradycji są świadectwem głębokiego patriotyzmu J. Różyckiego. Za tę wspaniałą pracę należą mu się słowa najwyższego uznania.

Radosław Rzepkowski



J. Różycki otrzymał kwiaty od dzieci z zespołu "Tęcza". Z prawej J. Adamuszek, organizator


W 2008 roku, za całokształt swojej pracy, Jerzy Rożycki został nagrodzony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego Srebrnym Krzyżem Zasługi.

W 2010 roku Jerzy Rożycki został odznaczony przez Bogdana Zdrojewskiego, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej, srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” za całoksztalt pracy artystycznej dla dobra kultury polskiej. 

W listopadzie 2012 roku Jerzy Różycki został odznaczony przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Bronisława Komorowskiego, Złotym Krzyżem Zasługi, za wibitne osiągnięcia w dziedzinie szerzenia polskiej kultury ludowej w Polsce i za granicą.

Pani konsul Joanna Walasek z Jerzym Różyckim

We wrześniu 2012 roku odbył sie jubileuszowy bankiet, 50-lecie Grup Tanecznych przy parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Montrealu. Pozwoliliśmy sobie, w zwiazku z tym, poprosic o rozmowę z Panem Jerzym Rożyckim,  dyrektorem artystycznym i choreografem tych grup.

 

Maria Jakbiec (M.J.): Decydując się na opuszczenie Kresów czy miał Pan nadzieję na możliwość kontynuowania swojej kariery tancerza w Polsce powojennej?

Jerzy Rżycki (J.R.): Nie tylko miałem nadzieję, ale byłem  tego pewien. Jeżeli nie kontynuowanie kariery tancerza, to z pewnością choreografa . Również miałem zamiar założenia szkoły baletowej.

M.J.: Jak mógłby Pan opisać swoją wczesną młodość?

J.R.: Mógłbym napisać na ten temat cały rozdział książki, ale może wyraże to w kilku zdaniach. Zacznę od tego, że urodziłem się na Kresach i przeżyłem dzieciństwo oraz swoją młodość w bardzo ciężkich warunkach  ze względu na II-gą wojnę światową. Ojciec mój zginął na wojnie gdy miałem 4 lata. Najpierw był najazd armii sowieckiej na miasto, gdzie się urodziłem, następnie najazd Niemców i w końcu okupacja Rosji Sowieckiej. Przeżyliśmy na Kresach makabryczne chwile w czasie dokonywania morderstw Polaków przez banderowców (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistw) oraz  wielki głód  za czasów stalinowskich. W tamtych czasach przeżyłem kilka ciężkich chorób,  jak np. dyfteryt. Ponieważ ciężko było dostać się do lekarzy,  nie otrzymałem należytej pomocy. Dopiero niemalże  na łożu śmierci zoperowano mi gardło i prawie cudem zostałem uratowany. Niebawem miałem wypadek i złamałem nogę w trzech miejscach, gdy nadszedł czas na zdjęcie gipsu, nie było lekarzy. Postanowiliśmy z kolegami zdjąć gips z nogi sami i koledzy nieopatrznie tasakiem ucięli mi kawałek pięty. Kiedy NKWD (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych ZSRR)  zarekwirowało nam dom, wkradłem się w nocy do naszego ogrodu i zerwałem całą gałąź jeszcze niedojrzałego i bardzo kwaśnego agrestu. Wygłodzony, zjadłem w pośpiechu ten agrest i wkrótce po tym dostałem skrętu jelit. Cierpiałem cały tydzień i utraciłem przytomność . Dopiero, gdy moja matka wystarała się o miejsce w szpitalu, zostałem  operowany i usunięto mi pół metra jelit.  Jako rodzina oficera Wojska Polskiego byliśmy nieustannie prześladowani  przez komunistów. Załadowano nas do wagonw w celu wywiezienia na Sybir. Zdołaliśmy zbiec z wagonu, ale pogubiliśmy się i dopiero na drugi dzień jakoś się odnaleźliśmy. Matka często musiała się ukrywać. Dwóch moich starszych braci, młodsza siostra i ja byliśmy - można powiedzieć- skazani  na pastwę losu. Te wszystkie przeżycia zahartowały mnie  i nauczyły doceniać każdy dzień życia. Dało mi to też wolę  przetrwania i wiarę w lepsze czasy. Przekonałem się, że tylko ludzie mocni duchem mogą przetrwać różne tragedie. Rwnież doszedłem do wniosku, że tylko poprzez ciężką pracę i wiarę w siebie można dojść do ponadprzeciętnych rezultatów. Chcąc odwrόcić moje myśli od przeciwności losu, szukałem dobra i piękna w otaczającej mnie rzeczywistości. Stąd to, między innym, narodziła  się od najmłodszych lat moja pasja do uprawiania sztuki.

Państwowy Huculski Zespόł Pieśni i Tańca na Ukrainie

M.J.: W jakim stopniu region, gdzie Pan się wychowywał  i jego folklor miały wpływ na Pana inspirację artystyczną?

J.R.: Pochodzę z rodziny muzyków. Ojciec mój był kapelmistrzem w  6-tym Pułku Ułanów Kaniowskich. Matka pięknie śpiewała i to prawdopodobnie po rodzicach odziedziczyłem zamiłowanie do muzyki i sztuki. Matka zauważyła u mnie talent do tańca już w dzieciństwie. Kiedy zacząłem spontanicznie tańczyć do muzyki przed projekcją filmu w kinie, matka  postanowiła zapisać mnie do szkoły baletowej, gdy tylko nadarzy się okazja i tak się właśnie zaczęło.

Gdy zacząłem pracować w Państwowym Huculskim Zespole Pieśni i Tańca jako solista baletu, zapoznałem się z huculskim folklorem i natychmiast się w nim zakochałem. Folklor huculski jest specyficzny,  odróżnia się wyraźnie od folkloru innych regionów. Muzyka, tańce, pieśni, obyczaje ludowe huculszczyzny są zachwycające. W pózniejszym okresie  pracy w huculskim zespole poświęciłem sporo energii na zbieranie tego folkloru. Ku mojej radości, ,,odkryłem” wtedy polskie wioski i polski folklor na huculszczyźnie. Byłem zdumiony rożnicą między polskim folklorem na huculszczyźnie i tym w rdzennej Polsce. Myślę, że jestem jednym z niewielu, którzy poznali tak dobrze ten  folklor. Takie doświadczenie zainspirowało mnie  do dalszego poszukiwania i odkrywania tego, co jest piękne w sztuce ludowej.

Zespł „Śląsk” w Pekinie

M.J.: Kluczem do artystycznego sukcesu obok determinacji są jeszcze inne elementy, jak mógłby Pan je określić?

J.R.: Poświęcenie się temu co robimy, ciężka praca, lecz praca, którą kochamy. Trzeba mieć  chęci do poznania czegoś nowego i cele, do których dążymy. Nigdy nie można  załamywać się niepowodzeniami, ale  wyciągać z tego wnioski i  eliminować niedociągnięcia.

M.J.: Czy w Pana opinii udało się coś z tego przekazać dla następnego pokolenia?

J.R.: Sądzę że tak. Do tego zawsze dążę. Gdybym nie potrafił chociaż w części  przekazać moich doświadczeń, wiedzy i talentu  następnemu pokoleniu, to moja praca byłaby  bezcelowa i zbędna.

M.J.: Wiele Pan podróżował z zespołami “Śląsk” i “Mazowsze”, podziwiał piękne kraje. Czy jest jakieś miejsce, szczególnie drogie sercu, do którego chciałby Pan powrócić?

J.R.: Moim marzeniem jest powrócić wraz z moją rodziną w strony, gdzie się urodziłem. Miejsce, gdzie znam każdy kamyczek, każde drzewo, każdą ulicę, parki, rzeki, stawy, góry oraz przepiękną Huculszczyznę z Czeremoszem i Czernohorą. Tam, gdzie przeżyłem ciężkie chwile mego życia, ale również i najszczęśliwsze chwile mojej młodości.

M.J.: W Polsce rozpoczął  Pan karierę artystyczną w Państwowym Zespole Pieśni i Tańca “Śląsk”. Założyciel zespołu prof. Stanisław Hadyna w swojej książce “W pogoni za wiosną” porównuje nabór artystów z poławianiem pereł, dlaczego?

J.R.: Prof. Stanisław Hadyna bardzo trafnie określił nabór kandydatów do zespołu  jako poławianie pereł, ponieważ często trzeba było na przykład z 2000 kandydatów wybrać tylko ośmiu. Wyszukiwano wiec szczególne talenty z osobowością artystyczną i dobrą aparycją  sceniczną. Adeptów odpowiedzialnych, chętnych  do nauki i do ciężkiej pracy. Do tego wymagana była również zgoda rodziców, ponieważ większość młodzieży była niepełnoletnia i musiała zamieszkiwać w internacie.

Członkowie zespołu „Śląsk”, kartka pocztowa

M.J.: Pan wstąpił do zespołu będąc już profesjonalistą, jak było to wykorzystane w działalności zespołu?

J.R.: Wykorzystane to było ponad sto procent, szczególnie przez panią Elwirę Kamińską, choreografa i kierownika  baletu. Stałem się  nową ,,inspiracją” dla zespołu  baletowego. Miałem już wielki bagaż doświadczeń i pomysłów choreograficznych, z których pani Elwira chętnie korzystała. Moje nowatorskie pomysły choreograficzne były chętnie akceptowane  i wprowadzane  przez panią  Kamińską.

M.J.: Kierownictwo zespołu otwierało możliwości rozwoju artystycznego, ale każdy członek zespołu musiał  rzeźbić swoją przyszłość, takie było założenie prof. Stanisława Hadyny. Jak to w praktyce wyglądało?

J.R.: Oprócz szkolenia obowiązkowego (lekcje baletu, śpiewu, muzyki,  itd.) każdy członek zespołu  miał możliwości korzystania z wiedzy  najlepszych pedagogów w Polsce, którzy na stałe byli zatrudnieni w  zespole. Wielu z nas brało dodatkowe lekcje gry na fortepianie, na skrzypcach i innych instrumentach. Uczyliśmy się też teorii muzyki. Ja po pewnym czasie zrezygnowałem z pianina i uczyłem się gry na  trąbce, ponieważ  był to ulubiony instrument mego ojca. Niektórzy członkowie zespołu studiowali zaocznie, np. prawo. Ja poświęcałem czas wolny na doskonalenie mego zawodu. Często po wyczerpującej próbie zostawałem  w sali baletowej i pracowałem nad doskonaleniem kroków tanecznych, przysiadów, piruetów, skoków,  itd. W sztuce baletowej zawsze może być lepiej i trzeba nieustannie dążyc do doskonałości.  Jeśli potrafimy  zrobić cztery piruety, to dlaczego nie można zrobić ośmiu, tak jak to potrafił wielki tancerz Barysznikow. Jeśli skaczemy już na pewną wysokość to dlaczego nie możemy jeszcze wyżej. Dobry artysta baletu jest w nieustannej walce ze swoimi słabościami i ciągle rozwija swoje fizyczne możliwości.

Zespȯł „Mazowsze”

M.J.: “Słoneczna Republika” to początkowa nazwa zespołu „Śląsk”, życie i pracę zespołu w zamku w Koszęcinie niektórzy porównywali do życia w klasztorze, jakie było Pana odczucie?

J.R.: To nie była oficjalna nazwa zespołu, tylko przydomek. Ja zacząłem pracować w zespole jako już zahartowany w  szkole rosyjskiej. Byłem przyzwyczajony do ostrej i bewzględnej dyscypliny ,  więc  życie w Koszęcinie w żadnym stopniu nie przypominało mi życia klasztornego. Pomimo surowego regulaminu  zawsze znajdowaliśmy sposoby na jego omijanie. Mieliśmy swoje sympatie wśród dziewcząt, nawet klucze do ich internatu. Chodziliśmy do gospody, graliśmy w brydża i często wracaliśmy do pokojów po 22:00. W późniejszych latach zawierały się małżeństwa i byłoby niemożliwe,  żeby małżeństwa musiały gasić światło w swoich pokojach po godz. 23:00.

M.J.: Dlaczego założono zespół “Śląsk” skoro było już “Mazowsze” ?

J.R.: ,,Mazowsze” nie miało w swoim repertuarze  ani pieśni, ani tańców śląskich, a więc ambicją województwa śląskiego było  wyjście na zewnątrz z tym  pięknym folklorem. Przy pomocy władz wojewódzkich oraz dzięki naciskom prof. Stanisława Hadyny, Ministerstwo Kultury zgodziło się na powołanie zespołu ,,Śląsk”. Reszta  spraw spoczywała już w rękach profesora  Stanisława  Hadyny i Elwiry Kamińskiej.

M.J.: O sukcesach występów zagranicznych zespołu “Śląsk” czytałam w książkach Stanisława Hadyny:  “W słońcu Hellady”, “Pod niebem Allacha”, “Na podbój kontynentu”, skąd takie zainteresowanie kulturą folkloru w innych krajach?

J.R.: W zachodnich państwach w tym czasie nie istniały  zespoły o takim profilu. ,,Śląsk” był pierwszym zespołem  tego rodzaju zza „żelaznej kurtyny”, stąd zainteresowanie było olbrzymie. Występy w USA podbijały  publiczność swoim  kunsztem wykonawczym.

Piękno folkloru oraz urodziwa, wybrana  spośród tysięcy najzdolniejsza młodzież, oczarowywały wszystkich, którzy mieli okazję obejrzeć występy. Tak też się działo we wszystkich krajach, gdzie tylko zespół się pojawiał. Jestem przekonany, że polskie pieśni i tańce ludowe  ze swoją różnorodnością i bogactwem są jednymi z najpiękniejszych na świecie. Występy z muzyką ludową w  najlepszym wykonaniu przyczyniały się do wzrostu  poczucia dumy  narodowej wśród Polaków za granicą, jak rόwnież  wzbudzały  zachwyt  widowni na całym świecie.

Członkowie zespołu „Mazowsze”

M.J.:  Jaki miało  wpływ na Pana dalszy rozwój artystyczny przejście do zespołu “Mazowsze”?

J.R.: W ,,Mazowszu” miałem okazję pracować pod kierownictwem pani Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, od której - jako autorytetu  - przejąłem  wiele arkanów związanych z  pracą na  scenie.  Od choreografa Witolda Zapały nauczyłem się  metod  kompozycji choreograficznych  różniących się od tych, które znałem. W sumie wzbogaciłem swoje umiejętności jako tancerz i choreograf. W porównaniu do,, Śląska”  balet w ,,Mazowszu” musiał uczyć się śpiewu i to również wzbogaciło moje umiejętności.

M.J.: Miałam szczęście zobaczyć występ zespołu “Mazowsze” w Teatrze Wielkim w Warszawie i Pana jako artystę, jak również efekty działalności z grupami folklorystycznymi w Montrealu. Jak określiłby Pan różnice w prowadzeniu zespołu w Polsce i za granicą?

J.R.: W Polsce w grupach tanecznych młodzież jest wyselekcjonowana, bardziej zdyscyplinowana i oddana temu co robi. Natomiast  do grup tanecznych w Montrealu przyjmuje się każdego, kto wyraża chęć wstąpienia. Często to rodzice chcą, ażeby ich dziecko poznało polski folklor, albo by swoje dziecko ujrzeć  na scenie. Dlatego  jako pedagog często muszę  różnymi metodami stymulować  dzieci do tańczenia  i doprowadzić do pokochania polskiego folkloru. Staram się  wtedy wykorzystywać swoje  talenty pedagogiczne.

M.J.: Pan miał wielu świetnych nauczycieli i sam stał się pedagogiem.  Co dawało Panu w tej pracy największą satysfakcję?

J.R.: Największą satysfakcją dla mnie jest oglądanie efektów mojej pracy  podczas  występów   młodzieży w  tańcach z moimi układami choreograficznymi. Satysfakcją jest też przekazywanie młodszemu pokoleniu tajników sztuki tanecznej, które sam przejąłem od  wybitnych przedstawicieli  tego fachu.

Jerzy Rożycki z członkami zespołu „Tęcza”

M.J.: 29 września 2012 uczestniczyłam w bankiecie z okazji 50-lecia Grup Tanecznych przy Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Montrealu, gdzie Pan był honorowym gościem wieczoru, jakie pozostawił dla  Pana wrażenia?

J.R.: Bal był udany.  Do skarbonki  zespołu  wpłynęło $1000, a to już sukces. Było mi miło wysłuchać wielu komplementów pod moim adresem związanych z moją pracą od pani Adeli Chmielarz, Konsula R.P., od Prezesa KPK –oddział Quebec pana Edwarda Śliza, od pani prezes Komitetu Rodzicielskiego zespołu ,,Tęcza” Krystyny Kosiorowskiej i wielu innych.  W tak uroczystym dniu,  przy moim boku była moja rodzina. Wspaniale prowadzili cały bal moi wychowankowie Sandi Kosiorowska i Robert Juszkiewicz, jestem z nich dumny. Wiele osób pytało mnie dlaczego nie wystawiliśmy pełnego programu tańców, tylko  ich część. Nie sądzę ażeby dla organizatorów była ważniejsza ,,sztuka mięsa” niż sztuka taneczna, może kierowali się ograniczeniami czasowymi . Wspaniała była orkiestra pana Jerzego Pasternaka, która doskonale zabawiała wszystkich obecnych na balu  bogatą i różnorodną muzyką. Brakowało mi w jego  orkiestrze stałego członka tego zespołu, mianowicie kompozytora i wspaniałego gitarzysty, pana Jerzego Petera. Na liscie zaproszonych gości zabrakło kilku osb , ktre w dużym stopniu przyczyniły się do sukcesu zespołu, świetni pianiści -akompaniatorzy , między innymi Radosław Rzepkowski. Bogatsza szata graficzna programu jubileuszowego bankietu byłaby milej widziana w archiwum wspomnień zespołu.

Bankiet 50-lecie Grup Tanecznych przy parafii Matki Boskiej Częstochowskiej-Montreal

M.J.: Podczas bankietu nie wypowiadał się Pan publicznie. Czy chciałby jeszcze coś Pan przekazać od siebie w tej rozmowie?

J.R.: Nie przemawiałem na bankiecie, a to z tego powodu, że nie byl to właściwy czas aby informować o moim ostatnim, czynnym udziale w występie zespołu. Korzystając z naszej rozmowy, pragnę z całego serca podziękować rodzicom tych dzieci, którzy przywożą je co tydzień wieczorem  na próby bez wzgędu na pogodę czy też trudne dojazdy. Szczególnie wyróżniała się  swoim poświęceniem rodzina Państwa  Luderów. Wielkie podziękowania dla Komitetu Rodzicielskiego na czele z panią Krystyną Kosiorowską za pełne poświęcenie się dla dobra zespołu.  Podziękowania dla Duchowieństwa Kościoła  Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej oraz Komitetu Parafialnego za bezpłatne udostępnianie zespołowi sali  parafialnej. Szczegόlnie dziękuję kochanej młodzieży, która tak wiernie uczęszczała na próby, wierzyła we mnie i tak pięknie tańczyła na występach.

M.J.: A jakie ma Pan plany na przyszłość?

J.R.: Nadal będę udzielał prywatnych lekcji tańców różnych narodów. Będę też służył pomocą dla zespołu „Tęcza” oraz będę konsultantem dla innych zespołw folklorystycznych. Wreszcie zabiorę się do napisania trylogii (Rosja, Polska, Kanada)  poświęconej losom mego życia  oraz kariery artystycznej. Powrócę do moich hobby, czyli do komponowania muzyki i do malarstwa. Chciałbym  jeszcze spróbować rzeźbiarstwa.

M.J.: Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum pana J. Różyckiego

 
 

 
 
 
 
 
 
Copyright © 2007 - Są Wśród Nas. All Rights Reserved.