Maria Zaścińska
prezes Komitetu Pomocy Dzieciom Polskim.

 

Ilustracja muzyczna: Sonia Kucko – śpiew, Radosław Rzepkowski - fortepian.
 

Michał Stefański przedstawił życiorys M. Zaścińskiej

Spotkanie prowadził Jerzy Adamuszek.
 

28 października 2010 (czwartek), godz.19:00

 

Rok temu Pani Zaścińska przeprowadziła się z domu na NDG, w którym mieszkała ponad 40 lat, do innego mieszkania. Obecnym jej miejscem jest nowe kondominium na rogu Cote St Luc i Decarie z szerokim zapleczem kulturalno-socjalnym, wybudowane specjalnie dla starszych osób. Sytuacja ta sprawiła, że ponowiłem próbę zaproszenia Jej do udziału w spotkaniu "Są Wśród Nas". O pomoc poprosiłem naszych wspólnych znajomych, między innymi Annę Moszczynską i Michała Stefańskiego. Po wyrażeniu zgody przez panią Marię i ustaleniu terminu spotkania w Konsulacie, zaraz po wakacjach wzięliśmy się wspólnie do jego organizacji. Pan Michał, przyjaciel domu Zaścińskich od wielu lat, opracował Ich życiorys w formie artykułu, a pani Anna wybrała z Marią Zaścińską odpowiednie fragmenty książki Jej męża, Jana "Pieśń o Warze" oraz niektóre Jego wiersze do przeczytania podczas spotkania. Ponadto wybrane zdjęcia i dokumenty z grubego albumu pani Marii, zostały zeskanowane przez moich znajomych Ewę Puchalską i Michela Monette, aby można było je pokazac na dużym ekranie w trakcie spotkania.



Maria Zaścińska


28 października wieczorem do Konsulatu RP przybyło tylu przyjaciół i znajomych Marii Zaścińskiej oraz sympatyków Komitetu Pomocy Dzieciom w Polsce, że dla wielu z nich zabrakło miejsc siedzących.

Spotkanie rozpocząłem punktualnie o 19-ej. Pierwszych kilka minut poświęciłem sprawom organizacyjnym oraz przypomniałem dotychczasowych "gości wieczoru" cyklu "Są Wśród Nas", których od marca 2007 było juz 25.



Pani konsul Joanna Walasek


Po oficjalnym rozpoczęciu, pani konsul Joanna Walasek, w imieniu konsula generalnego Tadeusza Żylińskiego, przywitała przybyłych oraz podkreśliła ważność działania Komitetu Pomocy Dzieciom. Michał Stefański, znany w środowisku polonijnym felietonista, przeczytał swój artykuł o życiu Jana i Marii Zaścińskich, zatytułowany "Pogodnie iść przez życie". Artykuł ten z kilkoma zdjęciami z okresu wojny został opublikowany trzy tygodnie temu przez torontońska "Gazetę".

Spotkanie zostało podzielone na kilka bloków, w których pani Maria opowiadała o swoim niezwykle ciekawym życiu: dzieciństwo w Stanisławowie na Kresach, zsyłka na Syberię, opuszczenie Związku Sowieckiego, przybycie do Persji, kilkuletni pobyt w Libanie i dotarcie do Londynu. Pod koniec lat 50-ych Zaścińscy osiedlili się ostatecznie w Kanadzie. Od samego początku pobytu w Montrealu aż do dnia dzisiejszego, pani Maria działa społecznie i jest ściśle związana z Komitetem Pomocy Dzieciom w Polsce, pełniąc w nim funkcję prezesa. Te właśnie tematy nasz Gość Wieczoru rozwijał w trakcie trwania spotkania.



Anna Moszczyńska


Anna Moszczyńska urozmaicała opowieści z życia Zaścińskich, czytając poezje pana Jana i fragment jego książki. Zaprosiłem też do mikrofonu kilku przyjaciół i znajomych pani Marii. Pani Maria Strońska oraz panowie Bernard Kmita i Feliks Rzeszotarski przypomnieli ciekawe epizody z przeszłości Polonii Montrealskiej, którą kiedyś intensywnie współtworzyli. Pani Anna Bortnowska, obecna koordynatorka Komitetu Pomocy Dzieciom, miała dłuższe wystąpienie na temat jego roli i sposobu funkcjonowania.

Osobny akapit poświęcam tzw. "ilustracji muzycznej". Otóż mamy wśród Polonii skromnego, ale ogromnie zdolnego artystę, Macieja Adamkiewicza, syna znanej działaczki polonijnej, lekarki Lidii Adamkiewicz. Został mi on zarekomendowany przez znanego organistę, Wilhelma Płodzienia. Dwa lata temu zapoznałem się z twórczością literacką pana Macieja, a dokładniej z polskim tłumaczeniem jego "Męki Pańskiej" (czytał Jan Porowski).




Maciej Adamkiewicz



Pan Adamkiewicz jest dyplomowanym kompozytorem i muzykologiem z Paryża, gdzie współpracuje także z telewizją. Na spotkaniu zostały zaprezentowane dwa jego utwory: "La Gamine" (dziewczynka) i "La Course" (bieg). Śpiewała bardzo utalentowana, 17-letnia Sonia Kucko, a akompanianował jej znany montrealski muzykolog i pianista, Radosław Rzepkowski. Dość długie utwory wymagały z pewnością solidnego przygotowania, a wysiłek włożony przez artystów zaowocował wspaniałym wykonaniem, nagrodzonym obfitymi oklaskami wszystkich zgromadzonych.


 
Sonia Kucko                                                                  Radosław Rzepkowski




Tuż przed oficjalnym zakończeniem jeden z widzów (mieszkaniec Montrealu) podszedł do mnie z gitarą i poprosił o pozwolenie zaśpiewania specjalnie dla pani Marii. Wykonał dwa utwory: jeden po angielsku, drugi po francusku. Mimo iż sytuacja była nieprzewidziana, a nawet lekko niezręczna, jego spontaniczność została także nagrodzona brawami.

Ostatnie słowa należały do pani Marii. Podziękowała nam za przygotowanie spotkania, przyjaciołom i znajomym za przybycie, a gospodarzowi konsulowi generalnemu, Tadeuszowi Żylińskiemu, za możliwość wystąpienia i podzielenia się wspomnieniami z Polonią Montrealską.



od lewej M. Stefański, M. Adamkiewicz, J. Adamuszek, M. Zaścińska i S. Kucko



Po odśpiewaniu Marii Zaścińskiej "Sto lat" i wręczeniu kwiatów Jej oraz artystom, wszyscy zostali zaproszeni do głównego holu na pączki i napoje. Za tę część spotkań dziękujemy pani konsul Adeli Chmielarz i jej córce Kasi, które twarzyszą nam na każdym spotkaniu. Dziękując pracownikom naszego Konsulatu, nie mogę nie wspomnieć o życzliwej sekretarce Konsulatu, pani Beacie Czyżykiewicz, która między innymi ustala terminy naszych spotkań. Osobne podziękowania należą się energicznemu intendentowi i kierowcy, Leszkowi Postkowi. Pan Leszek przed przybyciem do Montrealu 5 lat spędził na placówce w Australii. Mamy zatem wspólny temat do rozmów.

Spotkanie filmował uczeń sobotniej szkoły przy Konsulacie, laureat konkursu recytatorskiego Dominik Ludera. Zdjęcia robiły Maria Jakóbiec i Anna Ronij
Jerzy Adamuszek

 

 

 

POGODNIE IŚĆ PRZEZ ŻYCIE

Jest takie znane powiedzenie, że jeśli szklanka napełniona jest do połowy to jedni zauważą jedynie tę część pustą, a drudzy jednak tę pełną. Nie oznacza to wcale, że należy zamykać oczy na wydarzenia okrutne i niesprawiedliwe, których w życiu jest pełno, lecz tylko tyle, iż to od nas samych zależy na czym się będziemy koncentrować i jaką cząstkę z życia wybierzemy. .


Maria Zaścińska


Po przeczytaniu książki Jana Zaścińskiego „Pieśń o Warze” i po wielu rozmowach z wdową po Nim panią Marią Zaścińską większość z nas bez trudności zrozumie jaką cząstkę wybrali oni w życiu. Razem – ale też i każde z osobna. Wołyńskie dzieciństwo pana Janka , jego opisy przepysznych wakacji letnich i chociażby tamtych „szaleńczych wycieczek rowerowych przez wołyńskie lasy”, przygody z zakupionym przez ojca osiołkiem itp. mają w sobie pogodę nie mniejszą niż lwowskie wspomnienia Kornela Makuszyńskiego w „Bezgrzesznych latach”. Jednakże dorastanie dziedzica tradycji dwóch pokoleń kresowych adwokatów, (wkrótce też studenta prawa) nie zakończyło się bynajmniej zasklepieniem w wygodnej skorupie swojej klasy. Młody człowiek wykształcił w sobie krytycyzm i dostrzegał twarde realia życia w tamtych stronach. Albowiem cudem odrodzona Rzeczpospolita miała nie tylko blaski, ale i cienie. Kiedy pewnego dnia młody aplikant prawa w wojewódzkim mieście Łucku Jan Zaściński dostrzega w oczach przesłuchiwanego Ukraińca strach, każe policjantowi wyjść i wtedy odkrywa naocznie, że delikwent został na komisariacie pobity. Zirytowany przełożony młodego adepta prawa najwyraźniej reprezentuje tę drugą Polskę, która zawsze i wszędzie będzie dzielić świat na „swoich” i „obcych”. Jednak, nasz młody prawnik widzi życie inaczej. Przecież nawet kilka lat później, już po wywózce, idąc z siekierą do pracy przez zalany słońcem zaśnieżony syberyjski las przyznaje odważnie, że nawet taki świat jest nieskończenie piekny. Pisze o tym „porażeniu pięknem” bez skrępowania. Tak samo bez skrępowania nasz bohater bierze się do czytania romantycznej poezji rosyjskiej gustując szczególnie w Lermontowie. Sam też zaczyna pisać – głownie poezję. Na pamiętniki jeszcze przyjdzie czas.

Stworzenie w roku 1941 przez gen. Andersa Korpusu Armii Polskiej w sowieckiej Azji Środkowej dało wielotysięcznej masie t.zw. „przesiedleńców” polskich (a w istocie ofiar terroru komunistycznego i jego czystek etnicznych) wyjątkową szansę opuszczenia ZSRR „legalnie” i z podniesioną głową; o ile w ogóle „legalna” była stalinowska przemoc. Z tej szansy skorzystali zarówno pan Jan, jak też i jego przyszła małżonka Marysia Bartkiewicz również wywieziona z Kresów w okolice Nowosybirska. Jak często wspomina, jedno z gorszych zdarzeń w jej życiu miało miejsce w roku 1942 i to wcale nie na zesłaniu, lecz w kilka dni po przekroczeniu granicy z Iranem, kiedy ostatni z samochodów w konwoju wiozącym polską młodzież z sowieckiego Aszhabadu wypadł na zakręcie z górskiej drogi i stoczył sie po zboczu. Zginęły wtedy trzy młodziutkie Polki – Aldona, Wacława i Danuta. Ich mogiły – wg. relacji irańskich przyjaciół - znajdują się do dziś w mieście Isfahan. Czy ma sens zastanawiać się czy owe dziewczynki także są ofiarami II Wojny Światowej? Tak zdecydował los i Wola Boża. W Teheranie Maria zostaje zatrudniona w Komisji Badawczej Delegatury Ministerstwa Sprawiedliwości RP. Z tego okresu ma żywe wspomnienia, przy czym, jak zawsze, przeważają te dobre. Po jakimś czasie młoda kobieta dociera do Bejrutu, gdzie podejmuje naukę na tamtejszym Université St-Joseph. To właśnie w Bejrucie poznaje ona Jana Zaścińskiego. Tam też odbywa się ich ślub w roku 1946.

Po zakończeniu wojny państwo Zaścińscy osiedlają się w Londynie, a pan Jan stopniowo wraca do uprawianego przez siebie zawodu. Wspomnienia londyńskie pani Marii to nie tylko przyjęcia i potańcówki lecz także jej ulubiona opera oraz spotkania z ciekawymi ludźmi, których Londyn wówczas był pełen. Do dziś lubi opowiadać o swoich krótkich rozmowach z Marianem Hemarem znakomitym literatem i satyrykiem oraz Kazimierzem Wierzyńskim chodzącą historią polskiej poezji. Także w Londynie poznaje ona „odwrotną stronę medalu” polskości. Wpadają w jej ręce odrzucane przez wielu książki Witolda Gombrowicza. Robią one na niej spore wrażenie. Niemniejszym wydarzeniem z tamtych lat jest wizyta u Jerzego Giedroycia w siedzibie paryskiej „Kultury”. Kiedy w roku 1957 państwo Zaścińscy przybywają do Kanady czekają ich nowe wyzwania: pan Jan nabywa po raz trzeci uprawnienia adwokackie, a pani Maria nie zadawala się jedynie pracą zarobkową lecz dołącza chętnie do działalności montrealskiej Polonii m.in. staje na czele Komitetu Pomocy Dzieciom Polskim, który zostaje niebawem włączony do ówczesnej Montreal Council of Women – a to tylko część z jej zainteresowań. Jan Zaściński, także i na quebeckiej ziemi znany ze swojej pogody ducha, po krótkim czasie wpisuje się w mapę tutejszej Polonii. W okresie stanu wojennego, a i potem, dom pp. Zaścińskich gości przejazdem niemało Polek i wielu Polaków, którzy po opuszczeniu kraju korzystają z ich gościnności. Ich skromna posiadłość w Sutton zwana Zaścinkiem zawsze jest pełna życzliwych i nierzadko arcyciekawych postaci, najcześciej ze środowisk polskich. Profesorowie Anatol Czahurski oraz Andrzej Murzynowski to tylko niektóre z bardziej znaczacych postaci. W nowszych czasach już za III Rzeczypospolitej do grona przyjaciół Zaścinka dołączył były prezes Sądu Najwyższego RP sędzia Marek Safian.



Zarówno w książce Jana Zaścińskiego, jak też we wspomnieniach Marii Zaścińskiej próżno by szukać specyficznego „zadęcia” czy patosu. Zdaniem pani Marysi, nic nadzwyczajnego jej się nie przydarzyło; po prostu wypadło jej żyć w takich, a nie innych czasach. Oboje zawsze wierzyli w odzyskanie przez Polskę pełnej niepodległości, lecz rzeczywistość zaskoczyła ich – tak jak i resztę z nas. Upadek komunizmu i nadejście nowej, mimo wszystkich cieni, jednak wolnej Polski był dla obojga państwa Zaścińskich wydarzeniem nie tylko radosnym, ale i twórczo stymulującym. Ze wstępu do jasełek w konsulacie p.t. „Św Mikołaj w Montrealu” napisanych przez p. Jana z iście fredrowskim temperamentem w grudniu roku 1992 można wyczuć co się działo w duszach licznych tutejszych Polonusów przekraczających podwoje do niedawna reżimowego Konsulatu PRL - teraz już z powrotem Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej.

Po raz pierwszy w Konsulacie
Czy zdajecie sobie sprawę,
że w budynku tym dziś macie
w Montrealu Polski skrawek

Dawniej każdy, nawet święty
nawet człek bez zdrady cienia
gdy tu wstapił – był przeklęty
do czwartego pokolenia


Kolejny doroczny Kiermasz Komitetu Pomocy Dzieciom Polskim także doczekał się poetyckiego komentarza w formie typowo „zaścińskiej” fraszki.

Za miesiąc kiermasz - siedem bogiń
zlepia słowa i pierogi.
Co wcześniej – problem się otwiera:
zabraknie paniom – słów czy sera?


Poruszając od niechcenia sfery polityki oraz .... świata zwierząt autor dalej promieniuje pogodą ducha.

Jest w tym domu kot uczony.
Kot z fantazją i polotem.
Choć po polsku jest szkolony,
Z każdym się dogada kotem.
w nocy znika. Chodzą słuchy,
że poluje na „komuchy”.


Podarowując jednej z uczestniczek tego niezwykłego przedstawienia kolibra Jan Zaściński obdarował ją również taką oto fraszką:

Koło Sutton jest raj ptasi
To weranda pani Basi
Rój kolibrów tam przychodzi,
Piją gospodyni słodycz.


Nic dodać nic ująć. Tam gdzie inni widzą kanadyjski śnieg, wrony i wilki Jan Zaścinski umiał dostrzec śpiewające kolibry. Kontynuuje to dzielnie pani Marysia, a taki jej wybór wzbogaca tych którzy ją znają o tę najlepszą cząstkę człowieczeństwa.




Michał Stefański


Michał Stefański
 
 

 
 
 
 
Copyright © 2007 - Są Wśród Nas. All Rights Reserved.